Wczoraj odwiedziliśmy z Najczarniejszym z Czarnych babcię i dziadka. Było całowanie, przytulanie, ba! nawet pazurów się młody pozbył! A we fretkowym pokoju to dopiero było szaleństwo! Nawet biedny wujek Uliś biegał, jakby mu nic nie było. Mały zebrał należne cęgi od niektórych cioć i wujków, poszarpał się z kuzynami i bratem, a po powrocie do domu odmówił wyjścia z transportera - "O! Tu będę spał!".
Matka Fretka Lenka w dalszym ciągu niańczy żeńską stronę naszej rodziny. Ja i Tosia jesteśmy oblizywane, zaciągane w bezpieczne miejsca i ogrzewane, cobyśmy się przypadkiem nie przeziębiły. Tylko biedni chłopcy nie mogą się zbliżać, bo a nuż krzywda nam się jakaś stanie i co wtedy ona zrobi?
Benuś na szczęście już nie tarmosi tak mocno małego. Przyzwyczaił się, że swoje musi "odcierpieć" a jak Sydney się zmęczy to pójdzie spać.
W sobotę cała piątka stanęła na wadze i zanotowaliśmy zarówno wzrosty jak i spadki. W dół poszli Tośka z Benkiem, w górę Tajfun, Lena i Sydney.